Gdyby w próżni roznosił się dźwięk, usłyszałby kolejny wybuch, który zniszczył nadajnik radiowy. Teraz otaczała go kompletna cisza, przerywana jedynie miarowym, spokojnym biciem serca. Bezwładnie dryfując oddalał się od rozpadającego się statku „Liberty”. Złowieszcza, zielonkawa łuna światła odbita od powierzchni Glippe Ip-22 nadawała jedynie bardziej morowego wyrazu całej tej scenie.
Oddychał powoli. Nie zostało mu więcej niż 6 minut, zanim w skafandrze zabraknie powietrza. Sytuacja była tragiczna i dopiero teraz powoli zaczęło to do niego docierać. Jest na orbicie gazowego giganta, sam. Wszystkich, których znał albo zabiły pierwsze eksplozje, albo umarli wyssani w próżnię. Najbliższy okręt znajduje się półtora roku świetlnego od tego zapomnianego systemu. Nie ma dla niego ratunku. I to wszystko spotkało go tylko dlatego, że był dobroduszny.
Jakby wiedział, że wśród tych rozbitków znajduje się agent operacyjny Ninurty najprawdopodobniej by nawet nie pozwolił temu transportowcowi się zbliżyć do „Liberty”. Działa magnetyczne bez problemu by się z nim rozprawiły. Wszystkim byłoby lepiej – jego towarzysze z załogi ciągle by żyli, on nie zawiódłby całej korporacji, a tym rozbitkom i tak w końcu nie udało się pomóc.
I co mu z tego przyszło? Grób, o którego nawet istnieniu nie wie nikt. W aktach korporacyjnych i tak zostanie oznaczony jako „Zaginiony w akcji”.
Kolejna seria eksplozji wstrząsnęła resztkami wojskowej korwety. Najprawdopodobniej zaczęły się w składzie amunicyjnym, a teraz przechodziły kolejno przez kwatery mieszkalne, mostek i przedni hangar, wyrzucając miliardy odłamków szkła, ludzkich części ciała, fragmentów kadłuba i drobnych przedmiotów. Z niegdyś dumnego statku pozostał rozerwany, podziurawiony wrak, z którego gdzieniegdzie jeszcze uciekały resztki tlenu.
Chluba floty ekspedycyjnej. Jego duma, jego oczko w głowie. Zbezczeszczone, zniszczone i porzucone.Wszystko, co się kiedyś zaczęło, musi się kiedyś skończyć. Także i w skafandrze tlen się kończy.
Licznik monitorujący stan powietrza zaczął wskazywać wartości poniżej poziomu potrzebnego do życia. Sprawa jest przegrana, a mimo to i tak walczy o ostatnie tchnienie. Ogień w płucach. Szarpanina. Wszystko, byle wziąć jeszcze jeden oddech…Te desperackie próby i miotanie się – to wszystko i tak go nie uratuje.
Wypchnięty w próżnię z niewielkim zapasem powietrza. Wysadzone poszycie statku. Napierająca zewsząd samotność i pustka kosmosu. Pełen niespełnionych marzeń i ambicji. Ujma na honorze i dobrym imieniu. Tak właśnie umiera Duncan Melehorst – kapitan statku „Liberty”, zdradzony, zostawiony.
Skazany na void dance.
Bardzo dobry tekst, który mógłby pochodzić z jakiejś bestsellerowej książki.